á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
Pewnego razu postanowili wprowadzić w życie swoje marzenia – wybrać się w bardzo daleką podróż i zwiedzić Australię. I pewnie nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego i wartego wydania książki, gdyby nie fakt, że za środek lokomocji robił im siedemnastoletni staruszek na czterech kołach – ledwie zipiące Subaru. Swą eskapadę rozpoczęli w Sydney, gdzie przywitał ich osławiony, piękny budynek opery oraz… charakterystyczny zwrot wiecznie wyluzowanych mieszkańców Australii, który będzie im towarzyszył już do samego końca podróży – „no worries”. Między jednym a drugim postojem cieszyli oczy pięknymi okazami, które my – zwykli śmiertelnicy – oglądać możemy tylko na zdjęciach lub w programach przyrodniczych: ptakami, koalami, wombatami, pingwinami i wieloma innymi stworzeniami. Kolejnym osławionym miejscem, do którego zawitali, było drugie co do wielkości miasto Australii – Melbourne. W Tasmanii nie mogło obyć się bez spotkania diabła tasmańskiego i wielu gatunków kangurów (sama nie wiedziałem, że jest ich tak dużo). Potem zahaczyli o Alice Springs, by ostatecznie wojaże zakończyć w Darwin.
Przygód większych i mniejszych mieli wiele, w tym jedną krwawą, co widać nawet na okładce książki. Adrenalina, zachwyt, strach, wycieńczenie upałem i ogrom szczęścia – tego dwojgu podróżników nie zabrakło ani przez chwilę podczas tej długiej wycieczki. Przy takiej relacji nie mogło, rzecz jasna, zabraknąć także zdjęć i jest ich w książce całkiem sporo – najwięcej z krajobrazami, ale nie brakuje też fotografii zwierząt, w tym pięknych i kolorowych ptaków. Co nie znaczy, że jestem fotorelacją w pełni usatysfakcjonowany, bowiem były miejsca tak wyjątkowe, które ta para odwiedziła, że aż prosiły się o uwiecznienie, a w książce się ich nie uświadczy, np. farma motyli (nie ma z niej ani jednego zdjęcia!) czy Wielkiej Rafy Koralowej (całe dwie fotografie).
Sama opowieść o podróży jest poprawna technicznie. Znajdą się w niej ciekawostki, kilka legend rodem z odwiedzanych miejsc czy delikatne rysy historyczne, ale całość podana jest w dość suchy sposób, bez werwy i animuszu. Nie wyczułem u autorki tego zachwytu, który najpewniej towarzyszył jej w czasie eskapady. Oczywiście nie wymagam tu, by każdy podróżnik charakteryzował się tak mistrzowskim gawędziarstwem, którym dysponuje sam Cejrowski, ale jednak w tym przypadku przydałoby się więcej życia.
To nie zmienia faktu, że fani książek podróżniczych tę pozycję w swojej biblioteczce mieć powinni, zwłaszcza ci kolekcjonujący serię „Poznaj Świat”. Wydawnictwo Bernardinum jak zwykle nie zawodzi w kwestii jakości wydania. Styl i klasa sama w sobie.